"Searching" - recenzja

Pierwsze minuty "Searching" przywiodły mi na myśl produkcje Piksara. Łatwe skojarzenie, bo tylko u nich już na otwierającym montażu udało mi się rozpłakać.

"Searching" jest w zasadzie w pewnym sensie filmem animowanym - oglądamy w końcu poruszające się okienka interface'u, gdyż cała akcja rozgrywa się na ekranie laptopa. Debiutujący reżyser Aneesh Chaganty często musi się nakombinować, by wymyślić wyjaśnienia, dlaczego niektóre rzeczy przebiegają na pulpicie, ale zazwyczaj udaje mu się z finezją stosować social media do opowiadania historii.

aneesh-chaganty-searching-review.jpg

Historii, co warto zauważyć, dość ignorującej sam temat internetu. Na pierwszym planie najduje się zawsze tajemnica zaginięcia córki, a ewentualne mechanizmy naszych zachowań w sieci są wykorzystywane wyłącznie do tego, by pchnąć historię w jakimś kierunku. I nie przeszkadzało mi to specjalnie, bo produkcja zawsze wartko rusza się naprzód i nie było wiele czasu na zastanawianie się "co by było gdyby".

Jest "Searching" przy tym bardzo grzeczny i wypolerowany - w zasadzie będzie czytelny dla osoby w każdym wieku. Wszyscy mówią wyraźnie, brak tu scen przemocy oraz tematów seksualnych. To także przywiodło mi na myśl film animowany. Niestety wydźwięk rozwiązania samej tajemnicy już nie za bardzo, o czym więcej piszę w spoilerowym fragmencie pod oceną.

maxresdefault.jpg

Taka rozrywkowa, solidnie wyreżyserowana i zagrana produkcja była jak prysznic po tych wszystkich brudnych artystycznych filmach na festiwalu Nowe Horyzonty. Cyberprzestrzeń nadal niestety musi czekać na uwagę ambitnych twórców filmowych, a póki co mamy tutaj fajny kryminał z komputera.

7/10

UIP ma dać do kin we wrześniu.

*spoiler: rozwiązanie tajemnicy w zasadzie napędza krzywdzące wiele osób w internecie teorie spiskowe, legitymizuje trochę te wszystkie pizza gate'y czy inne bzdurne wyniki "śledztw internetowych" - i tak, wiem, że kino rozrywkowe uwielbia taką konspirę i to nic nowego, ale chyba też przez to mamy teraz taki klimat.