"Sala samobójców. Hejter" - recenzja filmu

Film "Sala samobójców. Hejter" jest skuteczny jako thriller. Po swojej stronie ma tak niejasnego bohatera, jak i wykorzystanie naszych autentycznych lęków związanych z social mediami.

To pierwsze stanowi solidne źródło napięcia - Maciej Musiałowski startujący w naszych oczach jako niepokojący Michael Cera. Jego aparycja stoi w sprzeczności z jego manipulacyjnym zachowaniem. Odkrywanie, jak daleko jest w stanie się posunąć, jak bardzo potrafi być bezczelny, samo z siebie trzyma przed ekranem. Przy tym przerażająco jego postaci trochę się kibicuje - w pewnym momencie wydaje się budzić jakaś większa świadomość, choć do ostatnich piętnastu minut nie byłem pewien, czy to na serio, czy tylko w mojej głowie.

Drugie źródło grozy to aktualność tematu. Tak, teraz akurat wirus na tapecie, ale trudno zapomnieć o tym, co działo się na Facebooku w związku z kryzysem uchodźczym. Do tego odwołuje się Komasa razem ze swoim scenarzystą Pacewiczem. Zgodnie z konwencją napiętego kina pewne rzeczy zostają uproszczone, ale i tak spodobało mi się, jak film operuje w skali szarości. Twórcy pamiętają, że gniew zwykłych ludzi jest równie autentyczny, jak ich problemy. Kiedy te problemy są ignorowane przez elity, ktoś inny wykorzysta społeczne nastroje do swoich celów. Widzimy trochę ten mechanizm w postaci granej przez Adama Gradowskiego.

Fot_Jaroslaw_Sosinski__HEJTER__fotos_-14220.jpg

Zgrzyty pojawiają się na styku tych dwóch źródeł. Twórcy biorą te poważne tematy i wykorzystują je do swoich gatunkowych celów. To samo w sobie grzechem nie jest - prowadzą je jednak zbyt daleko. Ostatnie pół godziny obfituje w krzyki, wybuchy płaczu oraz przytłaczającą przemoc. Wszystkie informacje zebrane po drodze to niegłupie i aktualne tło, ale w finale ustępuje postaci bohatera i temu, czego dokonał. Mamy więc końcowy wstrząs jak w zaangażowanym kinie, ale służący jednocześnie thrillerowym panom. I to są rzeczy, które bardzo źle ze sobą grają.

Kończymy seans przytłoczeni, ale nie wiemy nawet w imię czego poza "wszystko chuj", czyli sztandarową puentą zbyt wielu polskich filmów. Mimo sprawności reżyserskiej, dobrego aktorstwa i umiejętnego angażowania widza scenariuszem, kończymy w sensacyjnym rejonie, poziomie dyskusji z postów, jakie udostępnia bohater.

6/10