"Sweat" - recenzja filmu

Trudno stworzyć film o social mediach i o byciu znaną osobą, który by nie był też o samotności. Magnus von Horn w "Sweat" o tym wie, więc zamiast stworzyć kolejną produkcję o osobie odciętej sławą/lajkami od rzeczywistości, pokazuje, że tak naprawdę wszyscy tacy jesteśmy i nie trzeba winić nawet za to aplikacji społecznościowych. Jego film jak najbardziej jest o samotności, ale bez wskazywania winnego.

205982697_2273717302758890_6634535832535420213_n.jpg

Magdalena Koleśnik jako fitnessowa influencerka Sylwia Zając nie szarżuje, a jej zachowanie nie powinno budzić zbytnich kontrowersji - to, jaką ją widzimy w obiektywie kamery, a jaką pokazuje się swojej internetowej widowni, różni głównie poziom energii. Nie wciąga jakiegoś koksu, wydaje się szczerze cenić swoich fanów, a że mówi do nich przewidywalnymi frazesami - no tak się często komunikujemy. Sylwia to dosłownie zwykła dziewczyna w dziewięciu punktach na dziesięć. Mieszka sama z psem w dużym mieście, odwiedza rodzinę w weekend, poogląda coś z mamą gadając przez telefon. Nazwałbym "Sweat" prędzej odczarowaniem obrazu internetowych celebrytów niż ich krytyką.

Umieszczona mocno w naszej - może wielkomiejskiej, ale jednak - rzeczywistości, Sylwia naturalnie jest też równie dobra w komunikację, jak cała reszta. Weźmy scenę przypadkowego spotkania w galerii handlowej. Dawno nie widziana koleżanka wyznaje, że nie ma z kim się podzielić swoją dramatyczną historią (co już samo w sobie jest smutne), a influencerka zwierza się w rewanżu ze swoich lęków. Koleżanka nie na to jednak liczyła i zbywa zmartwienia Sylwii słowami "na pewno sobie poradzisz". W tym ludzkim momencie obie strony rozmijają się w komunikacji i być może kończą nawet czując się bardziej samotne niż wcześniej.

I podobnych scen jest więcej. Jeśli czuliście się też tak często po wizycie u rodziny, to odnajdziecie się też świetnie w scenie urodzinowej, dorównującej "Sieranevadzie" w odtwarzaniu naszej rzeczywistości. Wcale nie trzeba smartfonów, by się czuć wyobcowanym w tłumie.

Takich momentów jest więcej i powstaje z nich dla mnie nie film o złach socjali, pustych gwiazdeczek, kapitalizmu, czy czego tam jeszcze koledzy i koleżanki nie wskazują. Powstaje film o tragedii, że mimo, iż posiadamy coraz więcej metod komunikacji, nadal jesteśmy w tym samym punkcie, jeśli chodzi o słuchanie i rozumienie siebie nawzajem.

9/10