"Cudowny chłopak" - recenzja

"Cudowny chłopak" to jest tak po bandzie wyciskacz łez, że na śmierć psa znajduje się tylko półtorej minuty. I spoko, to nie jest spoiler, to jedno z mniej istotnych wydarzeń w filmie. I spoko 2, to nie jest nawet wada tej produkcji - przynajmniej przez większość jej czasu trwania.

Julii Roberts i Owenowi Wilsonowi urodził się syn z wadą genetyczną - tragedia tym większa, że to bardzo ładni ludzi. Są też bardzo mądrzy i empatyczni. Dzielą te cechy z większością postaci w "Cudownym chłopaku". Reżyser pokazuje nam więc piękny, przeidealizowany świat, w którym postacie czasem wykazują wręcz paranormalne zdolności czytania w myślach.

27073085_1168137753316856_3177824706058844854_n.jpg

I podobało mi się to. Chcę oglądać ludzi lepszych od siebie - na pewno skuteczniejszy eskapizm niż oglądanie ludzi gorszych od tych w prawdziwym świecie. A do tego zawsze można trzymać kciuki, że takie zaklinanie rzeczywistości ma jakąś moc sprawczą.

Moje obiekcje budzi nakładanie maski na aktora, zwłaszcza że wada genetyczna to nie jest żaden wymysł reżysera. Deformacja nazywana zespołem Treacher Collins to rzadkie, ale prawdziwe schorzenie - i nie da się ukryć, że porównując z prawdziwymi przypadkami, nasz mał bohater został tak przypudrowany, by przypadkiem nie wzbudzić zbyt negatywnej emocji widza i łatwiej wkupić się w jego łaski.

Ale przyznaję - to jest trochę moje czepiactwo. Prawdziwą wadą filmu jest doklejenie tutaj czegoś, co trzeba chyba nazwać czwartym aktem. I ten wypada dużo gorzej niż cała reszta. Po pewnym występie, który dobrze zamyka wątki i zostawia dobry balans między różnymi członkami rodzinami i ich perspektywami, nagle pojawiają się jakieś przypadkowe skurwysyny na ekranie - źli ludzie, mali i duzi. Każda kolejna scenka wydaje się krzyczeć "producenckie dokrętki", a najbardziej finał - bo oto najbardziej sztampowa, ckliwa scena przemówienia i wręczenia orderu uśmiechu czy innej bzdury.

Nadal moje wrażenie końcowe jest pozytywne, głównie ze względu na sprytne, skuteczne zmiany perspektywy, a nie tylko tłuczenie tego samego ciągle. No i Owen Wilson to dla mnie skarb, kiedy ma zabawne kwestie i mówi je tym swoim ściszonym, słodkim głosem (bo innego nie ma).
6/10