Jane Magnusson nie wchodzi w swoim dokumencie w żadne eksperymentalne tony, ale przynajmniej potrafi ciekawie opowiadać. Zamiast układać wydarzenia chronologicznie, decyduje się wziąć pod lupę rok 1957 - najważniejszy i najbardziej pracowity w życiu twórcy. To wtedy powstały "Tam, gdzie rosną poziomki" i "Siódma pieczęć", a do tego jeszcze krótki dokument, film telewizyjny i kilka przedstawień teatralnych.
Nie należy się jednak obawiać obrazu zbyt wąskiego. Magnusson chwyta jakiś moment lub emocję z 1957, po czym wyskakuje w przeszłość lub przyszłość, by opowiedzieć więcej o jakiejś innej chwili w życiu Bergmana, skazie charakteru lub zwyczaju. Ta metoda wydała mi się dużo bardziej satysfakcjonująca niż chronologiczny przekrój przez życie.
Jednak największym sukcesem dokumentu jest zdolność do zdystansowania się do całego bagażu emocji związanych z legendą kina. "Bergman - rok z życia" wydaje się opowiadać o reżyserze na nowo, od zera nakreślać jego obraz w naszych umysłach. zamiast przychodzić na gotowe. I czuję, że faktycznie wyszedłem z kina z trochę zresetowanym obrazem Szweda.
To bardzo mi się przydało, bo tego lata automatycznie przerzuciłem na reżysera swoją niechęć do pewnego pana profesora opowiadającego o Bergmanie na festiwalu. Nieraz okropne zachowanie i zwyczaje mistrza przywoływał z uśmiechem jako wesołe anegdotki, a w głowie zostawił mi głównie informacje, kto kiedy nie miał majtek na planie zdjęciowym.
Dopiero po tym dokumencie Magnusson czuję, że moje niechęci i szacunki ustawiły się na zdrowym poziomie.
7/10