"Niemiłość" - recenzja

RECENZJA NAPISANA LATEM 2017 I ZAPOMNIANA. ODKRYŁEM JĄ TERAZ, KIEDY WYSZUKIWAŁEM SWOICH TEKSTÓW Z POPRZEDNIch lat.

Młode małżeństwo kłóci się o to, kto weźmie ich małego synka pod swoje skrzydła. Przerzucają na siebie nawzajem odpowiedzialność, myślą by się go pozbyć wysyłając do szkoły z internatem. Niestety nawet przez głowę im nie przechodzi, że ich dziecko za ścianą wszystko słyszy. Szlocha tylko dość cicho, by nie usłyszeli.

Mamy coś takiego charakterystycznego w tym naszym słowiańskim świecie... chociaż poprawka: może tak jest wszędzie, tylko ja mieszkam w Polsce, więc słabe dramaty docierają do mnie tylko z mojego kraju. W każdym razie wydaje mi się to celnym stwierdzeniem, że nie potrafimy spojrzeć na siebie z zewnątrz. I to dotyczy także reżyserów filmowych, którzy kiedy tworzą postacie z horyzontami kończącymi się na czubku własnego nosa, to wydają się umieszczać się ponad nimi, jako osądzający rodaków bogowie. I wychodzi produkcja o krzyczących na siebie okropnych ludziach, by pokazać, jacy są okropni.

LOVELESS-3.jpg

Dobrze, że na Nowych Horyzontach 2017 wybrałem się na "Niemiłość" Zwiagincewa. W końcu mogę popatrzeć na tych egoistów nie z pogardą, a empatią. Bo to czuć. Mimo że film opowiada o ludziach pędzących za własnym szczęściem, a których dziecko jest im kulą w oku i solą u nogi.

Reżyser rzuca sobie nie lada wyzwanie. Zmusza widza do przemyślenia współczesnego społeczeństwa, kultu jednostki i odnosi w tym sukces tak duży, że nawet gdyby to był obraz tylko o tym, to nadal byłby to przykład wyjątkowo solidnego filmu o konserwatywnym wydźwięku.

Zwycięzca Oskara ma jednak innego "Lewiatana" do usmażenia. A jest nim jak można się spodziewać sama Matka Rosja. Na koniec reżyser nieco nachalnie, jak rysunek satyryczny z gazety, każe nam przemyśleć cały film pod alegorycznym kątem. Na szczęście nie podważa to tego, co zostało powiedziane dosłownie.

maxresdefault.jpg

A dosłownie także jest tu dużo atrakcji, bo "Niemiłość" bardzo zmienia się w trakcie pod wpływem wydarzeń. Jest więc także scenariuszowo ciekawy jak zniuansowana książka.

Jeśli po "Lewiatanie", poprzednim filmie Zwiagincewa, stwierdziliście - tak jak ja - że "fajne, ale ja nie potrzebuję takiej deprechy w życiu", to ucieszy was, że znajduje się tu także sporo humoru, choć czasem czarnego. A ta tytułowa "Niemiłość" znajduje pewną kontrę w postaci zorganizowanej, obywatelskiej bezinteresowności.

8/10