"The Florida Project" pokazało nam beztroskie urwisy w wiecznym trybie popisówy, nieświadome problemów dorosłych. "Lato 1993" odkrywa zaś przed nami świat dziecka wycofanego, zmuszonego do radzenia sobie z przejmującą stratą. I oba filmy wypadają równie przekonująco!
Można powiedzieć nawet, że Carla Simon miała cięższą pracę do wykonania. Sean Baker nie musi namawiać ekstrawertycznej małej dziewczynki do popisywania się przed kamerą. Za to zachodzę w głowę, jak udało się uchwycić te autentyczne momenty między kilkuletnią Fridą i jeszcze młodszą od niej kuzynką, która autentycznie nie ma jeszcze w pełni wykształconej motoryki.
Ale tak naprawdę to wszystkie interakcje dzieci, ich samotne chwile w kadrach i zabawy z dorosłymi, wypadają wyjątkowo naturalnie, łącznie z uroczymi drobiazgami, jak samotne powłóczenie nogami zmieniające się na kilka sekund w leniwą zabawę w chodzenie. No i naturalnie dzieciństwo nie może się obejść bez kogoś chodzącego w pewnym momencie z kończyną w gipsie.
Cały scenariusz kipi też od znajomości nie tylko dziecięcej natury, ale i dynamiki rodzinnej. Frida straciła swoich rodziców i po ich śmierci przeniosła się do wiejskiego domu wujostwa. Jest wycofana, często nieposłuszna. Naturalnie jej nowi opiekunowie mają wiele cierpliwości z powodu jej sytuacji, ale i ta się może skończyć, kiedy babcia zacznie zbyt często wpadać, by wprowadzać własną filozofię wychowawczą, a mała Frida ze swoim destrukcyjnym zachowaniem doprowadzi do poważnego incydentu.
Przy tym Carla Simon nie prowadzi widza za rączkę, nie męczy nigdy ekspozycją ani prostą charakteryzacją postaci. O matce małej bohaterki nie dowiadujemy się na przykład prawie niczego. Tropami są kąśliwe uwagi babci oraz to, jak Frida widzi rolę mamy podczas zabawy w dom w fantastycznej scenie dwupoziomowego udawania, którą trzeba zobaczyć na własne oczy. W tekście zabrzmi bowiem zbyt skomplikowanie, a w świecie dziecięcej logiki nie wymaga chwili zastanowienia i jest od razu czytelna.
Bez obaw - te niedopowiedzenia nigdy nie czynią filmu enigmatycznym. Emocjonalnie jest kompletnie klarowny. "Lato 1993" lepiej niż tysiąc słów wytłumaczy uczucie bycia niekochanym, zagubionym dzieckiem. Rozumiemy, jak destrukcyjna manifestacja bólu małej Fridy wynika z braku innych narzędzi radzenia sobie ze stratą. Jednocześnie widzimy też całą wielowymiarową relację rodzinną w tle i to, jak zachowanie małej nadwyręża więzy między jej nowymi opiekunami.
9/10