"Wyklęty" - recenzja

Strasznie przeklinają w tym "Wyklętym". Każda kwestia zawiera jakąś "kurwę". Pierwszy raz naprawdę rzuca się to w uszy, kiedy do stołu zasiada minister i oznajmia, że "pora na ostateczne kurwa rozwiązanie do chuja, żeby zajebać te pierdolone leśne pizdy zasrane". Janusz Chabior w tej roli i w tej sytuacji wypada jak jakiś bardzo rozgniewany Lex Luthor albo inny arcyzłoczyńca, który wyszedł właśnie z komiksu dla dzieci do produkcji dla dorosłych i pierwszy raz testuje zakazane słówka.

z21460495IH,Film--Wyklety---rez--Konrad-Lecki.jpg

Szczęśliwie nasz bohater, żołnierz o pseudonimie Lolo, ma w sobie dużo więcej z prawdziwego człowieka. Znajduje się w potrzasku - nie mogąc wrócić do normalnego życia i tracąc powoli nadzieję na jakiś ponowny zryw, włóczy się samotnie po lesie. Nie spodziewałem się tak ludzkiego spojrzenia i to na pewno najmocniejsza strona filmu. Nieocenione tu były wyjątkowe umiejętności Wojciecha Niemczyka, który nigdy nie zmienia nam się na ekranie z człowieka w herosa ze spiżu.

Niestety więcej w "Wyklętym" chaotycznych retrospekcji, w których trudno się czasem odnaleźć. Są koledzy, są zasadzki, jakieś strzelaniny oraz taśmowy wojenny romansik. Bo nic tak nie pasuje jak wojskowy mundur podczas zachodu słońca w łanach pszenicy. Wszystko to właśnie takie filmowe nawiasy, obowiązkowe sceny do odhaczenia wykonane tak, by przekazać kolejne punkty w fabule, ale nic więcej.

Najgorzej jednak się robi w finale, w którym rubaszni Polacy-zdrajcy narodu siurają razem na śniegu przez dobre kilka minut śmiejąc się rubasznie, jak dobrze im się gwałciło kobietkę. Prawie przybijali sobie piątki komunistycznymi penorami. No i zgodnie z tym, co nauczył nas ostatni sezon "Gry o Tron", jak ktoś jest wieprzem, to zaraz znienacka dostanie kataną między jądra albo seryjką w plecy.

Nic widza jednak nie przygotuje na wielki finał, w którym przenosimy się do czasów współczesnych, ale nie za bardzo, bo pan prezydent odznaczający syna naszego bohatera przypomina trochę za bardzo Lecha Kaczyńskiego. Nie to jest jednak takie niepojmowalne jak to, że ZNOWU wsadzono do filmu jakiś TVM, w którym jak to zwykle bywa, trwa szkalowanie "leśnych harcerzyków". Syn Lolo patrząc na to uroni łzę ściskając pamiętnik ojca.

W te ostatnie kilka minut, kiedy już jakiś Wyborcze i Newsweeki myślały, że mogą powiedzieć, że film może nie bez wad, ale całkiem solidny, ten krzyczy im w twarz JEBCIE SIĘ NA RYJ. Chociaż widać po tekstach krytyków z tych gazetek, że podeszli do sprawy profesjonalnie i wcale się nie obrazili.

Ja też się nie obrażam, ale "Wyklętego" mogę polecić tylko tym, którym bardzo tęskno do kina wojennego. A jak ktoś jeszcze nie wie o ŻW jakimś cudem, to niech lepiej sobie poczyta.

4/10