Film obejrzany przed premierą dzięki uprzejmości krakowskiego kina ARS. W kinach od 20 kwietnia.
Główny ludzki bohater "Wyspy psów" nazywa się Atari. Czemu? Bo jest z Japonii i Atari brzmi dość śmiesznie japońsko, więc czemu go nie nazwać jak konsolę do gier. Konsolę, dodajmy, o której Japończycy nawet nie słyszeli. Atari od początku istnienia było bowiem firmą całkowicie amerykańską.
Myślałem sporo o tym, jak bardzo poruszać temat niewrażliwości kulturowej Andersona w jego nowym filmie. Prześledziłem kilka artykułów i polemik. Doszedłem w końcu do wniosku, że wybaczamy Andersonowi humor oparty na tym, jaka to ta Japonia dziwna zwyczajnie dlatego, że kochamy reżysera aż tak mocno.
Trudno się dziwić - to wyjątkowo rozpoznawalny twórca, który i mnie zawsze jest w stanie oczarować swoimi dysonansami. Wizualny, wypieszczony styl zderzony z oschłym, kojącym sposobem mówienia bohaterów, często naznaczonych głębokimi bliznami psychicznymi. Jego "Genialny klan" chyba łączy te trzy kontrasty najlepiej i pewnie musiałby się znaleźć w mojej topce ulubionych filmów XXI wieku.
"Wyspa psów" wygląda naprawdę niesamowicie. Tam, gdzie "Fantastyczny Pan Lis", czyli poprzednia kukiełkowa animacja twórcy czasem walczył z ograniczeniami techniki, tam jego nowa produkcja wydaje się wykorzystywać poklatkową metodę, by uczynić psich bohaterów bardziej rzeczywistymi. Ich oczy wyrażają niepokojąco wiele, a ciut szarpane ruchy przekazują jakąś prawdę na temat motoryki czworonogów.
Także głosy psów to dobór najbardziej aksamitnych tonów w branży. Obsada jest tak gwiazdorska, że można zostać nieźle przytłoczonym przez napisy początkowe. Każdy z bohaterów to mniejsza lub większa gwiazda, a jest ich tak dużo, że nawet zanim poznasz ich po głosie, to minie większość filmu - tak mało wypada kwestii na osobę!
Zawsze jednak powracał temat Japonii - i za każdym razem było mi z nim trochę nieswojo. Nie żebym się obrażał - trochę bez sensu się obrażać za inną kulturę. Prędzej byłem zawiedziony tym, jakimi drogami Wes Anderson podąża, by ją nakreślić. Proste skojarzenia - sumo, Yoko Ono, sushi tak surowe, że aż żywe i gaz wasabi zamiast gazu musztardowego. Jako część społeczności internetowej przesiąkniętej memami o anime i kulturze japońskiej, nie mogłem nie widzieć tego humoru jako nieco dziadowskiego. Widać, że Wes Anderson kocha to, co nam pokazuje i tworzy swoją, przerysowaną wersję świata, ale te elementy budują wizję rozczarowująco ograniczoną do pierwszych skojarzeń. Takie żarty w sieci skrywane są już pod kilkoma warstwami ironii.
Na szczęście trafia się i dużo humoru naprawdę natchnionego. I to za każdym razem, kiedy tylko przenosimy się z powrotem na Wyspę Śmieci. Większą część filmu spędzimy właśnie tam - w miejscu, do którego zostały zesłane wszystkie psy dekretem burmistrza Megasaki. Czy to dlatego, że burmistrz woli kotki? Mały Atari, daleka rodzina władcy, wyrusza samotnie na wyspę, by uratować swojego pupila, a w podróży po opuszczonej krainie będzie towarzyszył mu Wódz i reszta psiej ekipy - także o bardzo ważnych imionach.
Wódz (Bryan Cranston) jest jednak najważniejszy i jako jedyny przechodzi tu przemianę. Bezpański i określający siebie słowami "gryzę" bardziej niż grożący nimi, naprawdę potrafi poruszyć, kiedy daje sobie szansę. I patrząc jakim rozczarowaniem jest rozwiązanie głównej fabuły, to głównie dzięki postaci Wodza nowa produkcja Andersona jest czymś więcej niż pakietem na zmianę uroczych i nieuprzejmych żartów obdarowanych splendorem stylu reżysera.
7/10
Polecana lektura (angielski):
http://colorwebmag.com/2018/03/30/film-critics-explain-how-isle-of-dogs-gets-japan-wrong/ - zbiór opinii krytyków na ten temat
https://www.slashfilm.com/isle-of-dogs-cultural-appropriation/ - perspektywa Amerykanina o azjatyckim pochodzeniu
https://www.filmspotting.net/episodes-archive/2018/3/29/674-isle-of-dogs-top-5-wes-anderson-scenes-fs-madness-final-four - w tym odcinku podcastu Filmspotting gadają o filmie także w tym kontekście, ale nie widzą problemu. Josh w ogóle podniósł ciekawy kontekst jako klucz interpretacji - temat japońskich obozów koncentracyjnych, które istniały na terenie USA.