"Pętla" - recenzja

Film znany także jako Ha-ru oraz A Day.

Kiedy mieszkałem w Mrągowie, mieliśmy tu otwarte jedno kino. Na premiery ogólnopolskie trzeba było czekać zawsze kilka miesięcy. Wygląda na to, że teraz cała Polska stała się takimi peryferiami wschodniej Azji, bo dzięki dystrybutorom Mayfly oraz Pięć Smaków w tym roku wydaje się, jakbyśmy co tydzień mieli jakąś premierę z tamtych okolic.

Najnowszą propozycją jest "Pętla", wysokooktanowe kino, które najpierw wprowadza ciekawy twist koncepcji powtarzającego się dnia z "Dnia Świstaka", po czym po przejściu w karkołomnym tempie kilku takich powtórek odkrywa przed widzem kolejne zaskoczenie - i w tym momencie jesteśmy dopiero po dwudziestu minutach półtoragodzinnego filmu!

0 A DAY_main still.jpg

Wyjściowy pomysł jest wybornie szalony - facet na każdym zapętleniu próbuje bezskutecznie powstrzymać śmierć swojej córki. Pierwsza połowa satysfakcjonuje samym manicznym tempem i wspaniałym dawkowaniem informacji - kolejne zwroty akcji tylko poszerzają naszą wiedzę, a nie zbijają z pantałyku. Jeśli znajdziecie w filmie nielogiczności, to na pewno zostaną wytłumaczone później - produkcja okazuje się zaskakująco konsekwentna, kiedy już wszystko wiemy.

Film jest przy tym okrutnie poważny, co z początku wcale nie jest takie czytelne, ale im bardziej oddalamy się od mechaniki koncepcji i zbliżamy do serca problemów, tym mocniej wybrzmiewają dramaty, które zwyczajnie nie mogły ze mną rezonować. Tak poważnie potraktowane tematy karmicznej zemsty może potrafią trafić do widowni, dla której film wyprodukowano, ale mnie pozostawiły nieco rozgoryczonym. A im bliżej końca, tym bardziej koreańska produkcja staje się rozwlekła i skupiona na postaciach o licach zalanych łzami.

"Pętla" to pięknie skonstruowana fabuła i mnóstwo dobrej zabawy. Ale to drugie tylko do momentu, kiedy zaczyna wymagać od nas, byśmy odczuwali jakąś emocjonalną bliskość z niedorzecznościami dziejącymi się na ekranie.
6/10

Film obejrzany przed premierą dzięki uprzejmości dystrybutora Mayfly.