"Neapol spowity tajemnicą" - recenzja

Laureat włoskich Oscarów za scenografię i zdjęcia, "Neapol spowity tajemnicą" to film wycelowany w konkretną publikę, a mianowicie kobiety w średnim wieku czytające kryminały erotyczne. Trudno mi powiedzieć, czy zwyczajnie rzadko trafiam na takie filmy, czy one zwyczajnie prawie nie istnieją, ale miło było obejrzeć tak zwane "kino kobiece" inne od głównego nurtu Hollywood, a jednocześnie bliskie mu właśnie ze względu na ustawienie produkcji pod konkretną publikę.

napoli_velata.jpg

Młode kobiety zostają tu zamiecione pod dywan, za to na główny plan wychodzi niebieskooki, namiętny 20-kilkulatek (Alessandro Borghi), którego ciało naturalnie zestawiane jest przy kilku okazjach z klasycznymi rzeźbami. Otwierające sceny to ekranowe ziszczenie typowej fantazji erotycznej. Główna bohaterka, wchodząca w wiek średni lekarka Adriana (Giovanna Mezzogiorno) poznaje młodego, nieznajomego chłopaka, a już godzinę później uprawiają u niej w domu namiętny seks.

Dalej przyjemności skrojonych pod "co lubi typowa kobieta w średnim wieku" jest więcej - tarasy wychodzące na morze, rodzinne wątki melodramatyczne gdzieś między Almodovarem a telenowelą oraz naturalnie zbrodnia, ale nie szarpiąca nerwów akcją czy brutalnością. I udaje się to spiąć, dzięki zdjęciom i muzyce stworzyć aurę mistycyzmu okalającą miasto.

Ciężko było mi traktować scenariusz zbyt poważnie, ale nie mogłem też nie cieszyć się autentycznym klimatem książkowego thrillera czytanego z nudów w pociągu.

7/10