"Magnezja"
Słuchajcie, "Magnezja" ma naprawdę niezłą budowę scenariusza, pełną barwnych postaci i wielu okazji dla nich do konfliktów, niefortunnych zrządzeń losu i innych relacji. Niestety tego scenariusza jest dwa-trzy razy więcej niż potrzeba na stworzenie jednego dobrego filmu Coenów i upchnięcie tego w jedną produkcję kinową doprowadziło do opłakanych skutków.
Mimo że postacie są kierowane motywacjami, a nie tylko potrzebami scenariusza, to nie mają oddechu na istnienie między tymi drogami od punktu A do punktu B. Stąd wszystkie punkty kulminacyjne, które powinny być satysfakcjonujące, są popędzane, by doprowadzić nas do kolejnej motywacji, kolejnego odkrycia, kolejnej stacji. Zasuwamy sobie tym autokarem turystycznym, przewodnik drze się przez megafon, jakie piękne krajobrazy, jakie wielkie muzea, ale autokar niestety nie ma hamulców, więc nie ma wychodzenia, chłoń co się da i potem nara.
Chciałem dać też "Magnezji" szansę, bo nie mam problemu z mężczyznami w żeńskich rolach, nawet komediowych - Louie Anderson jako Christine w "Baskets" to najlepszy przykład, że można to zrobić świetnie. Rzecz można też ugryźć gdzieś od strony reprezentacji osób trans, nawet jakiejś mniej fortunnej, bo jednak Polska. No i nie oczekiwałem od takiego filmu, że będzie super wrażliwy, bo to taki gatunkowiec, który ma ogólnie wyjebane na wszystko.
No i chuj, mamy top 10 chłop przebrany za babę hits, jest ruchańsko, wielkie sztuczne dzydze, agresja i okładanie mężczyzn i patrzcie jaka baba brzydka i brutalna, a myśli, że jest jak kwiatuszek piękny i niewinny.
W ogóle cała komedia, akcja, zachowania postaci wydają się być podkręcone tutaj do maksimum, ale zapomina się o tym, że czemuś to wszystko służy w produkcjach Coenów, nie jest tylko służbie kolejnym punktom scenariusza ani stylowi. Zabrakło reżyserskiej wrażliwości i umiaru.
5/10
"Śniegu już nigdy nie będzie"
Szumowska serwuje mniej pogardy niż w "Twarzy", ale nadal daleko jej w "Śniegu już nigdy nie będzie" do czegoś, co by nie było karykaturą. Reżyserka obniża po prostu temperaturę krytyki, za to podbija niewinne ekscentryczności postaci do poziomu komedii.
Nasze karykatury są "aktywowane" dźwiękiem dzwonka naciskanego przez Żenię - masażystę-uzdrowiciela z Prypecia. Wydaje się on stanowić jedyne przełamanie rutyny mieszkańców - w końcu jakaś twarz w którą mogą mówić, której mogą zaprezentować osobowości i ciała, nad którymi pracują w czterech ścianach. Żenia, choć ma też swoją tragiczną historię, pozostaje tu przede wszystkim narzędziem nawet nie tyle dla postaci, co dla polskiej obsady - jest straight manem do ich komediowych wyskoków i stoikiem do ich manicznych manieryzmów.
Krytyka bogatej klasy średniej w wydaniu Szumowskiej to kilka ogólnych i niezbyt odkrywczych obserwacji o ludzkich sprzecznościach i parę rzutów z lotu ptaka na osiedle pełne kopiuj-wklejowych domów zamieszkanych przez samotne osobliwości.
I nawet chętnie obejrzałbym produkcję z takim tłem. Niestety w najnowszym filmie Szumowskiej jest to tło do popisów.
4/10