"Silent Twins" - szybka recenzja

"Silent Twins" Smoczyńskiej to film w złym guście. Takie miałem wrażenie tym bardziej, im dalej w niego brniemy. Bo na początku nie. Na początku wydaje się, że faktycznie będzie to jakaś eksploracja, nawet jeśli nie szukająca zrozumienia portretowanych postaci, to może czegoś o tym, jak widzimy bliźniaki w kulturze (np. świetna scena, gdzie siostry robią próby mówienia kwestii jednocześnie, by z zewnątrz wyglądało, że są jednością).
Jednak im dalej, tym mniej film wydaje się mieć do powiedzenia, a kiedy przychodzi czas na szpital psychiatryczny, to całkiem milknie intelektualnie, oddając się ekspresji rozbicia między sztuką a chorobą psychiczną.

Nie mogę zarzucić reżyserce romantyzowania choroby, bo artystyczna wyjątkowość bohaterek jest jednak silnie podcinana momentami naprawdę trudnej do oglądania udręki, tak uderzającej w nie, jak otoczenie.
Więc żeby jakoś wytłumaczyć moje uczucie zniesmaczenia tym, co obejrzałem, muszę chyba użyć jakiegoś egzotycznego określenia typu "artystyczne kino eksploatacji". Smoczyńska zobaczyła w osobliwej chorobie bliźniaczek inspirację i wydaje się głównie zainteresowana tym, jak dużo ciekawych obrazów może z tego wyciągnąć.
Po prostu czuję, że włożyła ręce w życia i mózgi tych bliźniaczek i wyciągnęła teledysk. I że to krzywdzące tak dla tych osób, jak dla materiału, który szczerze i naprawdę jest inspirujący, ale inspiruje coś więcej, niż dostaliśmy na ekranie.
4/10