"Armagedon"/Armageddon Time - recenzja filmu

Nie ma potężniejszej akcji spawania widza z filmem niż rel*. Kiedy mamy rel z filmem, to nieuchronnie będziemy go widzieli w pozytywnych barwach - nie tylko opisuje rzeczywistość, co już lubimy, to jeszcze naszą rzeczywistość, co w ogóle super, omg, ktoś mnie rozumie.

W "Armagedonie" takim momentem dla mnie była scena, w której małe alter ego reżysera zamyka się w łazience w obawie przed ojcowskim gniewem. To nasłuchiwanie szybkich kroków, ta atmosfera strachu, przeniosły mnie w miejsca w pamięci do których dawno nie wracałem.

I to jeden z nielicznych obrazków w filmie, z którym udało się mnie zespawać. James Gray stworzył bowiem osobisty rodzinny portret swojej żydowskiej rodziny w Nowym Jorku i prywatnie mam uczucie, że było tam niewiele drobnych szczegółow urealniających tę wizję. Ale z drugiej strony może to po prostu wina braku rel. Może jest tam mnóstwo rel dla pewnego pokolenia nowojorskich Żydów i jest to główna przyjemność płynąca dla nich z seansu. Na pewno trudno się tu zaczepić czegoś innego, co by angażowało, zwłaszcza jeśli (jak ja) nie kupicie roli chłopaka grającego pierwsze skrzypce.

Gray jest powściągliwy w narracji, ale nie w komunikacie, który ma do przekazania. Wymierza palec w stronę swojej liberalnej rodziny i siebie samego. Wskazuje, że wystarczy jedno pokolenie, by zapomnieć o tym, jak działa opresja. Urządza "Armagedonem" swoim nowojorskim koleżankom i kolegom white guilt tripa - tylko nie jestem pewien, czy oni już i tak sobie nie umościli z tego poczucia winy gniazdka.

Można klepać po plecach Graya, że przynajmniej nie oferuje poprawy humorku i rozgrzeszenia, jak wiele wcześniejszych filmów o problemach rasowych z Hollywood. I to nie jest bez znaczenia, ten mocny głos jest tutaj naprawdę dobry, można sobie pokiwać głową.
Ale nadal mam uczucie, że największym osiągnięciem "Armagedonu" jest rel dla pewnego widza. Rel, ta rodzina imigrancka jest jak moja, rel ten Nowy Jork jak go pamiętam i rel to poczucie winy z przywileju.
6/10

Film posiada w Polsce UIP, data premiery u nas jeszcze nieznana.

*od relatable (że można się z czymś utożsamić, ale ztiktokowane)