Niezależnie od tego jak poważnie film biograficzny podchodzi do portretowania czyjegoś życia, zawsze będzie wykrzywiał perspektywę w jednym kierunku. Skupiasz się w końcu na konkretnej osobie, więc w scenariuszu wszystko zostaje jej podporządkowane. I wszyscy.
To nie jest żaden grzech, po prostu natura historii. Nie z tego powodu nie oglądam takich fabuł. Nie oglądam ich, bo nie jestem zainteresowany perspektywą wielkich postaci, a to przeważnie jedyne dostępne opcje.
Tylko czy musi tak być?
Przyznam się od razu - nie wiem niczego o prawdziwym Elvisie Presleyu. Nie widziałem tego biograficznego filmu, co ostatnio wyszedł. Nie wiem nawet kiedy i jak gościu umarł.
Wiem tylko, że był jakiś Gruby Elvis gdzieś. Nie wiem, czy Gruby Elvis to jakiś Elvis jak był stary i gruby czy jakaś niezależna postać z kreskówki. Pamiętam tylko, że kiedyś gdzieś był jakiś śmieszny Gruby Elvis.
"Priscilla" nie odkrywa więc dla mnie jakiegoś plugawego podbrzusza popowej gwiazdy. Nie mam żadnego punktu odniesienia. Nie jest dla mnie istotne, czy to Elvis.
Film Sofii Coppoli tak bardzo mi podszedł, bo odkrywa coś uniwersalnego dzięki swojej zmianie perspektywy. Wychodzimy z ciała znanej osoby do ciała kogoś obok.
To najbliższe, co w teorii możemy poczuć na ekranie porównywalnego do bezpośredniej, intymnej relacji między gwiazdą a inną osobą. W praktyce odkrywamy, że te wielkie postacie mają relację prawie wyłącznie same ze sobą.
Czy w 100% charakteryzacja pasuje do Elvisa i czy jest sprawiedliwa wobec niego - tym nie jestem zainteresowany.
Ale same zasady nierównowagi między Kimś a Kimkolwiek wystawione zostają tu na pokaz ekspercko.
To produkcja o tym, jak na smutną, znudzoną 14-latkę nagle wylane zostaje wiadro uwagi jednej z największych gwiazd. I o tym, że wszyscy są w tej sytuacji bezradni, bo kiedy jest się takim Elvisem, to nawet asekuracyjni rodzice nastolatki nie mogą odmówić. Finalnie co może im dać takie "nie", kiedy już uzbierają całą kolekcję czerwonych flag? Jest już za późno. Albo puszczasz córkę do megagwiazdy albo sama pójdzie i wtedy to się pewnie tym bardziej więcej nie zobaczycie.
Gdy Priscilla w końcu nieuchronnie zostaje wyrwana z ich rąk, to Król decyduje, kiedy się widzą, na jakich warunkach oraz w co ona się ubierze. Nie musi się nawet tłumaczyć. Dziewczyna ma w końcu zaledwie 15 lat. Jedyny wybór bohaterki to przyjmować te z czasem coraz trudniejsze do zaakceptowania warunki. I oczywiście im dłużej to trwa, tym większym wyzwaniem staje się odejście.
Ta zasada nie dotyczy jedynie romantycznej relacji, a rozpina się na całe życie każdej gwiazdy. Im więcej osoba posiada społecznego kapitału, tym bardziej jakiś wewnętrzny licznik przestawia się, wyznaczając nowe standardy zachowań, które nowi ludzie wokół muszą spełniać.
Kapitał kulturowy Elvisa jest tak potężny, że Coppola wydaje się w filmie aktywnie z nim walczyć. Dzięki temu jedyne, nad czym Król nie przejmuje kontroli, to sam film. Reżyserka cierpliwie siedzi ze swoją kamerą przy Priscilli. Nie obawia się opowiadać tej historii zupełnie zwyczajnie - prawie że dzień po dniu i wyłącznie pokazując nam to, co sama Priscilla może zobaczyć. Sofia chroni nas przed blaskiem sławy, jak tylko może. Przed wszelką bombastycznością. Nie pozwoliła Elvisowi nawet wejść na ścieżkę muzyczną.
Pustkę życia bohaterki (i przy okazji filmu) zapełniają więc głównie faktury różnych materiałów w tym jednym domu, w którym wiecznie z Coppolą przesiadują. Widz także oswaja się z tą przestrzenią. Naprawdę łatwo wyobrazić sobie, jakie co jest w dotyku, jak pachnie i jaka temperatura może panować w pomieszczeniu. Prawdopodobnie po seansie sam bym się tam odnalazł po omacku w kompletnej ciemności.
Posiadłość nie pozostaje przy tym całkiem niezmienna. Czasem robi się jaśniej i głośniej. To Elvis powraca, jakby ogłaszając, że nadeszła nowa pora roku. Może tak robić, bo jest w końcu słońcem w tym układzie.
Liczę na więcej filmów odbierających gwiazdom mikrofon, chociaż wygląda, że efekt się za bardzo nie spodobał - przynajmniej polskiej krytyce.
Inne obrazki tego rodzaju by cierpiały na podobne "schorzenia", co ten. Bo to nie konkretnie Elvis jest ślepą uliczką w życiach innych ludzi, a każdy kto posiadł luksus nietroszczenia się o żadną relację poza swoją ze sobą. Ludzie wokół pomników mogą się najwyżej wpisywać do księgi gości, żeby coś po sobie zostawić.
Czy wobec tego jedyna dopuszczalna forma produkcji biograficznej to ta już przyjęta? Że gwiazda musi być w centrum układu, a wokół niej krążą jakieś młode ciałka niebieskie?
8/10
Film w dystrybucji Best Film planowo ma wyjść w polskich kinach w pierwszym kwartale 2024 roku, ale negatywny odbiór w kraju czasem potrafi wpływać na zmianę decyzji. Tak samo liczba nominacji do Oscara. Trzymam kciuki, że nie wycofają w każdym razie.