Kitty Green w "The Royal Hotel" robi fantastyczną robotę z wprowadzaniem nas w stan ciągłego poczucia zagrożenia przy jednoczesnym myśleniu "może przesadzam". To doświadczenie kobiety, która musi ważyć, czy już niepotrzebnie się jej odpala radar, czy jednak faktycznie znajduje się w groźnej sytuacji. Oczywiście jeśli zidentyfikuje na pewno, że jest w niebezpieczeństwie, to znaczy, że jest już za późno.
W takiej sytuacji jak w filmie - pracujące wakacje w pubie dla górników na środku pustyni - Hanna (Julia Garner) musi wiecznie kontrolować swój wywalający poza skalę radar. To tym trudniejsze, bo kobiety wokół - w tym jej przyjaciółka Liv (Jessica Henwick) - nie są wcale tak przerażone jak ona.
Może nie trzeba było się zamykać w pokoju i udawać, że śpisz, kiedy pijany koleś przechadzał się korytarzem. Może wystarczy powiedzieć "jesteś pijany, idź do domu" - i pójdzie. Kumpela nawet ci mówi, że to nie fair go tak traktować. Że spoko chłopak. Tylko samotny trochę. Liv czuje się zdecydowanie swobodniej w ogóle w towarzystwie robotników. Dla Hanny przekroczeniem granic było już nazwanie jej “intelligent cunt”, choć w Australii ma to określenie zdecydowanie mniej ostry wydźwięk niż w Ameryce.
Warto też zaznaczyć, że w "Royal Hotel" najbardziej przerażający są nie tyle po prostu mężczyźni, jak wydają się sugerować niektóre opinie, co pijani mężczyźni. Ja nawet nie jestem drobny jak grana przez Julię Garner Hanna, ale wydaje mi się, że nie trzeba być, żeby się zgodzić, że pijany facet to nagroźniejsze zwierzę. Nie czuliście nigdy takiego nagłego chłodu w autobusie, tej unieruchamiającej ciało siły, kiedy ktoś zdecydowanie pijany zaczyna się zachowywać nieprzyjemnie w stosunku do drugiego pasażera? Kiedy nie wiecie, jak się zachować, bo wydaje się, że każda reakcja może doprowadzić do eksplozji? Ja przyznaję - jestem sparaliżowany w takich sytuacjach.
Ktoś totalnie w filmie może być tak groźny, jaki jest w głowie Hanny, ale też nikt może nie być. Oni budzą jej lęk swoimi komentarzami i spojrzeniami, ale to ona w reakcji na postrzegane niebezpieczeństwa dokonuje bezpośrednich gróźb przemocy. Hanna czuje się zagrożona. A ich może bawi jej strach, może są źli widząc siebie jej oczami, może nawet myślą, że pomagają, a ona jest jakaś naćpana. Nie wiemy. W każdym razie na pewno są pijani. Terror psychologiczny.
Uwielbiam "The Royal Hotel" i nie zgadzam się, że jest banalny w wydźwięku. Finałowy, zamaszysty gest faktycznie pozbawiony jest inspiracji, ale bez niego chyba nigdy by mi się mięśnie nie rozluźniły po tym, jak były napięte cały film.
8/10