"Dojrzewanie" - recenzja serialu

Hejka, znowu się wynurzam tylko po to, żeby wyrazić niechęć do czegoś, co się najwyraźniej wszystkim podoba. "Dojrzewanie" wyszło już jakiś czas temu, więc wybaczcie, że tak późno. Miałem to w większości napisane już na początku kwietnia, ale to był trochę gęsty miesiąc.

W końcu serial o młodocianej zbrodni, który ma wywalone na dzieciaki i pragnie pokazać przede wszystkim, jak to dorosłym jest ciężko. Niezależnie czy są rodzicem, policjantem czy psycholożką pracującą z młodymi kryminalistami - będą tak samo zdumieni, gdy odkryją, że nie mieli pojęcia, jak źle tak naprawdę jest teraz z całą tą młodzieżą. Starali się wszyscy jak mogli, a szatan i tak niepostrzeżenie wstąpił w tego chłopca. Jeśli oglądasz, to pewnie też jesteś takim świadomym dorosłym. Słuchaj, ten serial cię zna. On wie.

Przeczytałem kilka recenzji, starając się pojąć perspektywy koleżanek i kolegów i być może otworzyć sobie jakieś zamknięte drzwiczki w głowie (przyznaję, potrafię być uprzedzony do brytyjskiej telewizji). W gąszczu pochwał, jak to trudno musiało być zagrać tak wybitnie na jednym ujęciu, jedynym tropem okazał dla mnie wymieniany często "brak jednoznacznych odpowiedzi".

I oto jestem przed wami równie zagubiony jak ci rodzice. Bo ja się z tym "brakiem odpowiedzi" w pewnej części zgadzam. Zgadzam się, że jest, ale nie zgadzam się, że to tutaj dobrze. To nie ten dociekający brak odpowiedzi. To ten straszący.
Widać to po tym, jak często w opiniach pojawia się też inna fraza. "Największy koszmar rodzica."
Thorne z Grahamem dobrze wiedzą, jak mocny to potrafi być towar. Pokazać koszmar i zostawić widza w limbo. Bez jednoznacznych odpowiedzi. Wasz syn może wpaść w radykalne środowisko i kogoś zabić - i nie tylko nic na to nie poradzicie, ale może jeszcze oskarżą was o molestowanie. Bit scary, innit?

Nie dajcie sobie wmówić, że to cokolwiek poza kolejną crime dramą, nawet kiedy "Dojrzewanie" będzie wam to próbowało wmówić. Pod koniec drugiego odcinka jedna z postaci przypomni na przykład, żeby nie zapominać o ofierze, ale sam serial przypomniał sobie o niej właściwie tylko w tamtym momencie.

"Dojrzewanie" nie tylko przez to jedno długie ujęcie sprawia czasem wrażenie przejażdżki kolejką. Robi to także nie dopuszczając emocjonalnego ani intelektualnego wkładu własnego.
To jest bardzo "napisany" serial. Postacie zawsze mają w zanadrzu jakiś celny tekst albo obserwację. Kamera przykuwa widza łańcuchem do dobrej, dorosłej osoby, która poprowadzi go jak psa na spacerku empatii.


Już sam dobór obsady zdradza prostolinijność podejścia. Stephen Graham to jest fabryka dobrodusznych, zagubionych spojrzeń, a Owen Cooper został chyba wybrany do roli chłopca, bo wygląda jak absolutny niewinny aniołek, więc będzie super jak zrobią z niego pana Hyde'a, cnie?

Byle emocjonalnie dojechać widza, a potem pozwolić zapłakać nad losem wstrząśniętych rodziców (i potencjalnie swoim).
Zupełnie nie ma znaczenia dla całego programu wspomniane dwa razy nazwisko Andrew Tate'a. Manosfera to tylko pretekst. Została zapewne wybrana ze względu na to, że akurat o tym dziadki usłyszały, że to jest ta rzecz, w którą aktualnie wpadają młodzi chłopcy, a o której dorośli nic nie wiedzą. OK, thanks for the cornies, dad.

Rozumiem, że przez wspomnienie o aktualnych, niepokojących trendach w sieci wydaje się, jakby to było coś więcej. Przyjmuję też, że sposób nakręcenia serialu robi wrażenie. Ale pod spodem to jest kolejna rzecz o niespodziewanej zbrodni/tragedii z banalną charakteryzacją postaci i perspektywy. Dąży do zmaksymalizowania emocjonalnych reakcji kosztem szczerego pogłębienia tematu. Takie seriale prowadzą do rodzicielskiej paniki moralnej, a nie zadumy.

5/10