seriale

"Wilq" - recenzja serialu

Jest cały serial Wilq na Ipli za 20 ziko. Sprawdziłem, czy warto.

Animacja jest super, oddaje komiks w najlepszy możliwy sposób i widać, że Bartosz Minkiewicz sam cisnął wiele tych storyboardów. Wizualna komedia działa bez zgrzytów, łącznie z ekspresją wkurwu, Gondorem nie sięgającym do żaluzji i Wilqiem bezwiednie obracającym się wokół własnej osi w kosmosie.

Natomiast jeśli o część dźwiękową chodzi, to trochę leży. Temat openingu to neutralne gitarowe szarpanie, a głosy podkłada kasta aktorów dubbingowych na autopilocie - więc można liczyć tylko na ich celny dobór. Zbrojewicz jako Entombet pasuje cacy, ale Eryk Lubos jako Wilq kompletnie nie potrafi się wkurzyć, jakby dialogi nagrywano w miejscu, w którym nie można było za bardzo hałasować, za to obciążony największą liczbą dialogów Barwiński jako AlcMan zaśpiewuje dubbingową melodyjkę, zamiast wypowiadać swoje zabawne kwestie po prostu.

To ważna zasada komedii - im zabawniejszy sam dialog, tym mniej należy go sprzedawać śmiesznymi głosami i zmianami intonacji. Inaczej odbierasz kwestii siłę, topisz ją w swoim sosie.

Tak naprawdę powinni się wszyscy od Dziędziela uczyć. Jego siła to nie tylko charakterystyczny głos, a pewna beznamiętność. Te postacie żyją gadając do siebie wyzwiskami - czemu miałyby się starać, jak to ich chleb powszedni?

Rozumiem brak konwersacyjnego tonu, bo Nowicki i Minkiewicz postawili na nieco wolniejsze tempo niż komiks prawdopodobnie brzmi w Waszych głowach. Odcinki nie mają wiele treści i często toczą się w dwóch lub trzech lokacjach. Niestety nie mam pod ręką komiksów, by sprawdzić, jak wiernymi adaptacjami są te historyjki, ale nawet jeśli nie są dokładnie odtworzone, to nie otrzymały update'u.

A Wilq ma jednak swoje piętnaście lat i jego poczucie humoru, zwłaszcza to oparte na stereotypach, fragmentami się zestarzało. Prawie wszystkie dziewczyny to tępe, cycate dziunie, jedyny Arab to terrorysta (do tego "Arab" stosowane jest zamiast "Talib/Islamista/Terrorysta", co jest mega krzywdzące), a żarty o tym że Żydzi rządzą światem są w modzie. W ogóle bardzo się wybija mizantropia i nihilizm tych postaci - to wszystko dobrze mi robiło w liceum, teraz albo przewracam na to oczami albo wręcz budzi mój sprzeciw, jak wspomniana postać w odcinku pod tytułem "W imię kebaba" (sic).

Najśmieszniejsze, że w odcinku drugim pojawia się jakaś cenzura. Ocenzurowane zostają swastyki oraz... imię Agnieszki Holland, rujnując tym samym jeden z lepszych żartów. Zapewne robota wystraszonego Polsatu.

Komiks czyta mi się nadal przyjemnie. Ale animowany Wilq jest ospały, a głosy aktorów zajaranych przeklinaniem nadają mu szczeniacki vibe. Można zostać dla wspomnianej animacji. Dla kreski nie trzeba - bo kreska jest też w komiksie.

Jeśli z jakiegoś powodu (chybiony prezent na urodziny, babcia miała kupić Netfliksa, a wzięła to, co pan w sklepie polecił) macie Iplę Premium, to pierwsze cztery odcinki możecie oglądać - pierwszy, drugi i czwarty są najlepsze i tak. Później nieco się robi pusto, trochę jak rozwleczone skecze.

PS.Serial mi przypomniał, że jeden z pierwszych albumów Wilqa nazywał się "Zebry z Bronxu". Chyba właśnie dostajemy rozwiązanie zagadki, skąd mi przyszła do głowy nazwa "Kuce z Bronksu" xD.