Nowe Horyzonty mają już 25 edycji! Dziękuję!

Chciałem złożyć życzenia, bo wróciłem do domu i jestem rozczulony.

Dziękuję za kolejną wspaniałą edycję Nowych Horyzontów, Stowarzyszenie Nowe Horyzonty! Jesteście skarbem! Wszystkiego dobrego z okazji 25 edycji!

Ja na moich pierwszych Nowych Horyzontach, 2015

Może inne kraje też mają jakiś odpowiednik wrocławskiego festiwalu, ale trudno mi to sobie wyobrazić. I nie wiem, jak to wygląda od środka, ale patrząc z zewnątrz Nowe Horyzonty wypadają jak festiwal filmowej przyjaźni. Spotykają się we Wrocławiu Berlinale, Rotterdam, Wenecja i Cannes, a przed pokazami można zobaczyć logo prawie każdego polskiego dystrybutora.

I to wszystko zawsze ma dla mnie taki czysty, uczciwy charakter. To nie jest na pokaz. Jesteśmy tu dla kina, a nie na przykład sprowadzonych gwiazd polskiej telewizji. Niczyjego wizerunku się tu nie pompuje. Zasady są jasne i pilnowane, dotyczą każdego na sali. A jak coś się zawali, to organizacja robi wszystko, by temu zaradzić, wprowadzając dodatkowy seans dla pokrzywdzonych.

I to nie jest festiwal “dla prasy” czy “dla branży”. To dla każdego, kto chce wpaść. W ogóle nie śmierdzi elitarnością. 10 dni wakacji za 400 złotych. Nawet pięć filmów dziennie. Do wyboru z jakichś sześćdziesięciu każdego dnia. W klimatyzowanej sali. Z wygodnym systemem rezerwacji. To jest taki piękny prezent, że nie macie pojęcia.

Taki wielki wybór. Często takie trudne filmy. A sale i tak prawie zawsze pełne. Tak, te rumuńskie dramaty, które oglądacie samotnie w lokalnym studyjniaku wypełniają podczas festiwalu sale po brzegi. Ci goście z zagranicy często w pierwszym odruchu wyrażają zaskoczenie, jakie to tłumy wpadły na ich niszowe produkcje, bo nie są przyzwyczajeni.

Ja na moich pierwszych Nowych Horyzontach, 2015

Za granicą nie byłem, ale odwiedzałem inne festiwale w kraju, kiedy szukałem dla siebie miejsca. Więc z mojego doświadczenia: jeśli gdzieś sala była wyładowana po brzegi, to przeważnie znaczyło, że to był jeden z tych pięciu głośnych filmów, na które ludzie walili. Albo tylko jeden film był w ogóle grany w danym bloku godzinowym, więc karnetowicze nie mieli wyjścia.

Nowe Horyzonty wszystko robią dobrze. Możecie tego nie wiedzieć, jeśli nie jeździcie na inne wydarzenia tego typu.

Nie znacie wtedy tego uczucia, kiedy okazuje się, że na karnecie w środku tygodnia możecie obejrzeć maksymalnie trzy filmy, ale jeśli chcecie obejrzeć ten jeden na którym wam zależy, to tak naprawdę dwa (bo ten pewniak zaczyna się dokładnie pomiędzy blokami).

Nie znacie uczucia czekania każdego dnia na bilety pod kasami z samego rana.

Nie znacie uczucia, kiedy wklikujecie się na seans, na którym jest dostępne minus czternaście miejsc i zostajecie minus piętnastym.

Uczucia, gdy przychodzicie w stresie, że pewnie to znaczy, że przebookowali i będą musieli dostawiać rozkładane krzesła, a potem albo okazuje się, że siadacie na w połowie pustej sali albo zostajecie odesłani do domu.

Nowe Horyzonty robią to wszystko idealnie od co najmniej dziesięciu lat (tyle ja je znam). Robią to tak, jakby to był standard i zwyczajnie nie mogło być inaczej. Robią to, choć są tak popularne, że by mogły mniej, gorzej i drożej i byśmy i tak chodzili.

Jako widz jestem zwyczajnie wdzięczny. Dziękuję, Nowe Horyzonty - organizacjo, cała wolontariacka ekipo, ludzie od selekcji.