Właśnie wróciłem z tegorocznych Nowych Horyzontów. Tym razem 5, a nie 10 dni, co mnie w równym stopniu cieszy i smuci.
Cieszy - bo nie zdążyłem się zmęczyć i przesycić. Nic mi nie krwawi, nie potrzebuję odsypiać trzy dni, nie muszę sobie przypominać zamglonych już w pamięci pierwszych seansów. Smuci - bo z braku czasu odpuściłem właściwie całkowicie retrospektywy w tym roku.
Podobnie jak w poprzednich latach, stroniłem od produkcji, które potem do kin wypuści Pan Gutek albo inny polski dystrybutor. Chciałem się skupić na filmach nie tyle kompletnie niszowych, co takich, które będzie mi dane obejrzeć w kinie wyłącznie na festiwalu.
I nie poszło mi zbyt dobrze! Mogłem pogrzebać głębiej w opisach.
Okazało się na przykład, że pierwszy raz od czasu "Deerskin" z 2019 roku, Quentin Dupieux załapał się na polską kinową dystrybucję, dzięki Aurora Films. Ze swoim "Daaaaaalim". I "Daaaaaali" to był akurat ten film, na który poszedłem. I to taka sama głupotka, jak cała reszta komedii Dupieuxa. Jego zabawy narracją wypadają jak tanie sztuczki nastawione na rozśmieszanie nas, a nie wybijanie z wygodnych miejsc w fotelu. Kino tego reżysera mówi o sobie wszystko już na poziomie oświetlenia - wszystko zawsze jest jasne i płaskie jak komedia romantyczna. Ale to nie szkodzi, że ten twórca niczego nie ukrywa. Bo nadal zaskakuje. Nadal jego komedie są jak żadne inne.
Mój ulubiony film festiwalu - "Mizerykordia" - także został przez kogoś przygarnięty. Wypuści go u nas Velvet Spoon. Zaczynał się jak najnudniejszy poważny film na świecie, a okazał się pełnym niewypowiedzianych pasji miksem thrillera z komedią, w którym i humor, i napięcie powstają w tej samej chwili - kiedy ktoś wychodzi zza krzaka. Nie jest to przy tym farsa - pragnienia i lęki postaci są tu grane z całkowitą powagą. Polecam tego dziwoląga, a ja biorę się za nadrabianie wcześniejszej twórczości reżysera.
A to nie koniec. Bo wpadłem na filmy z dystrybucją jeszcze kilka razy. Wiedziałem, że Stowarzyszenie Nowe Horyzonty wprowadzi u nas "Grand Tour" Gomesa i na ten film poszedłem celowo - z myślą, że pewnie warto go zobaczyć na wielkim ekranie, a nie w małym studyjniaku. Nie jestem pewien, czy było trzeba, ale film mi się podobał. Ale już na "Blue Sun Palace", "Skarby", "Wrócicie do siebie" oraz "Dahomej" szedłem z myślą, że to towar wyłącznie festiwalowy. A tu proszę.
Nie narzekam, bo zawsze mi kilka produkcji tego dystrybutora przecieka między palcami - często są grane bardzo krótko i w małej liczbie kin. No i za rok w spocie sponsorskim festiwalu rozpoznam kurde wszystkie sceny!
Nie znajdę jednak czasu o nich wszystkich napisać, więc zwrócę tylko Waszą uwagę na mój ulubiony z piątki - "Skarby".
To historia o tym, jak córka hoarderki* przeżywa żałobę po matce w czasie, kiedy akurat zaczyna się do niej zalecać chłopak. Gość postanawia trafić przez gadzi móżdżek do serca amplifikując jej niezdrowe mechanizmy. To jednak nie wypada w filmie tak cynicznie, jak brzmi, kiedy to czytacie. Dużo emocji jest w tym wszystkim. A jak lubicie czułe seanse o wyjątkowo autodestrukcyjnych postaciach, to może nawet będzie to Wasz film roku.
A teraz w końcu warte uwagi filmy, których raczej nie zobaczycie w kinach:
”Sasquatch Sunset” - no ten wiadomo, że nie znalazł dystrybutora. Czwórka aktorów w małpich kostiumach w pozbawionej dialogów komedii przyrodniczej. Wspaniałe komediowe wyczucie.
”Kneecap” - niby ma go UIP, ale oni lubią po cichu zakopywać filmy. A ten jest super. O raperach śpiewających po irlandzku. Udaje się tu znaleźć buntowniczą energię i patriotyzm oderwany od nacjonalistycznego dziadostwa. Jeden z tych rzadkich crowdpleaserów, które kochają zarówno widzowie, jak i krytycy.
”Rumours” - komedia Guya Maddina o zagubionych liderach zachodniego świata stroni od komentowania bieżących wydarzeń. Zamiast tego przedstawia nam kilka pociesznych, kreskówkowych postaci i je ze sobą zderza w długaśnym skeczu o kręceniu retorycznych bączków w miejscu. Mi humor siadł, więc bawiłem się pysznie.
To tyle w tym poście. Niedługo możecie się spodziewać także recenzji "Bestii" Bonello oraz "Wszystkich odcieni światła" Kapadii. Zostały już przeze mnie napisane, ale czekam z publikacją do premiery chociaż jednego z nich.
*Czy istnieje polskie słowo na osobę, która chorobliwie zbiera całe góry rzeczy w domu? Bo na moje oko nie ma żadnego, które by przywoływało pewien konkretny obrazek w głowie, jak robi to "hoarding".