"Coco" wprost traktuje o meksykańskim święcie zmarłych, a bohaterami historii są między innymi martwi ludzie. Dlatego tak podobała mi się decyzja, by jednak temat śmiertelności zrzucić na dalszy plan i postawić na rodzinną przygodę.
"Tunel" - recenzja
"Pewnego razu w listopadzie" - recenzja
"Manifesto" - recenzja
"Mother!" - recenzja
"Fantastyczna kobieta" - recenzja
"The Square" - recenzja
"Gleason" - recenzja
"Czym chata bogata" - recenzja
"Wojna o Planetę Małp" - recenzja
"Carrie Pilby" - recenzja
"Wyklęty" - recenzja
"Skazana" - recenzja
"Lion. Droga do domu" - recenzja
"Po godzinach" - recenzja klasyka
"Fukushima moja miłość" - recenzja
"Fight Club" - recenzja klasyka
"Wszystkie nieprzespane noce" - recenzja
Kiedy wygląda, że impreza już dobiega końca w środku nocy albo nad ranem, ale wy jeszcze z kimś gadacie na podłodze w kuchni, czy chodzicie po pustych ulicach z dwójką innych niedobitków, w połowie pijani, a w połowie śpiący, to już wiecie, że z całej tej nocy zapamiętacie właśnie ten moment. I wokół takich chwil jest zbudowana czerpiąca z dokumentu fabuła Marczaka.